niedziela, 21 lutego 2016

Wady i zalety diety 90- dniowej

Minął już ponad miesiąc od czasu, gdy jestem na diecie 90-dniowej, o której pisałam w ostatnim poście (TUTAJ). Mogę więc pozwolić sobie na osobistą refleksję co do tej diety i podzielę się z Wami moimi odczuciami.

Zalety diety:
- Po pierwszym dniu wodnym - czyli po 29 dniach - schudłam prawie 5 kilogramów (to "prawie" ważyło 300 gramów).

- Według mnie waga spada tak w porządku - ani za szybko, ani zbyt wolno. Wystarczająco, by się motywować i nie poddawać, oraz niezbyt szybko, co pozwala wierzyć, że nie wyrządza się organizmowi krzywdy.

- Jest ogromna ilość potraw, posiłków i produktów, która jest dozwolona, co sprawia, że ta dieta nijak nie może mi się znudzić.

- Przywykłam do regularnych godzin przyjmowania posiłków i - wierzcie mi - jestem głodna zawsze o 12:00, 15:00, 18:00 i 20:00. Nauczyłam organizm kiedy jem i zauważyła, że teraz on sam daje mi znak, że już pora na przekąskę.

- Co 4 dni (czyli w dniu węglowodanowym) mogę sobie pozwolić na chwilę słabości. Wyobraźcie sobie, że ktoś mnie chce poczęstować sałatką, a ja na to odpowiadam, że "nie, dziękuję, bo właśnie jestem na diecie" i przegryzam sobie ciasteczka. Na początku nie byłam w ogóle przekonana do dnia węglowodanowego. Nie chciało mi się wierzyć w to, że dwa wyrazy - "słodycze" i "dieta" mogą iść ze sobą w parze.

- W dniu węglowodanowym zazwyczaj ćwiczę - biegam około 40 minut na zewnątrz lub na bieżni,a jeśli nie mam możliwości wyjść z domu w tym dniu, to sprzątam w domu około 3 godziny. Wymyślam sobie różne rzeczy do posprzątania, łącznie z przesuwaniem mebli. Dopiero na tej diecie zauważyłam, jak bardzo dużo energii dostarczają organizmowi węglowodany. Na prawdę tego dnia mam wielką ochotę na jakąś fizyczną aktywność.

- Ostatni posiłek jest dosyć późno. Powinno się jeść o 20:00, co dla mnie czasami jest to bardzo wygodne, czasami jednak wolę zjeść wcześniej, bo przed 20:00 kładę dziecko spać i nigdy nie wiadomo, czy skończę śpiewać kołysanki o 20:00, czy może o 21:00. Z usypianiem nadpobudliwej trzylatki często jest problem, a ja nie chcę jeść zbyt późno, więc jem często pół godziny bądź godzinę wcześniej.


Wady diety:
- Dzień wodny! Jest ich w całej diecie zaledwie 3, a już wiem, że ten pierwszy, przez który przeszłam będzie ostatnim. Nie dałam rady, nie wytrzymałam. Tego dnia w  dodatku byłam w pracy  do późna, baaaaaaaardzo rozbolała mnie głowa i poratowałam się talerzem zupy. Postanowiłam wówczas, że chyba nie o to chodzi w odchudzaniu, żebym tu miała za chwilę paść z głodu, więc przerwałam ten głupi pomysł dnia wodnego. Kolejny jeśli wypadnie mi, kiedy znowu będę w pracy, z całą pewnością coś lekkiego sobie w tym dniu (mimo wszystko) zjem. Jeśli akurat będę w domu i będę mogła "robić nic!", to być może zafunduję sobie cały dzień wodny. Może, choć za bardzo w to nie wierzę.

- Śniadanie! Zawsze rano marzę o tym, by już była godzina 12:00, a tym samym czas na obiad. Wiem, że są ludzie, którzy w ogóle nie jadają śniadań i być może dla nich takie jedno jabłuszko do godziny 12:00 byłby żadnym problemem. Ja natomiast jeszcze z domu wyniosłam, że śniadanie jest obowiązkowe i że bez śniadania się z domu nie wychodzi. I jest mi wciąż bardzo trudno przywyknąć do tego, że rankiem zwyczajnie jestem głodna! W dodatku zawsze, ale to zawsze budzę się o 7:00 rano. Moja córka nawet jak teoretycznie może pospać, to w praktyce zawsze o 7:00 się budzi. Ohhhhh, gdybym tak mogła chociaż raz pospać sobie do 10:00, wówczas do 12:00 wytrzymałabym na luzie!

- Dzień owocowy. Tego dnia jem owoc co godzinę. Piję dużo wody. Nie jestem głodna. Jak można być głodnym jedząc co godzinę? Ale zwyczajnie mam ochotę zjeść coś konkretnego. Czasami gdy trudno jest mi wytrzymać, oprócz owoców jem w tym dniu orzechy i migdały.

- Mam zachcianki. W dniu białkowym mam ochotę zjeść zupę z soczewicy, w dniu skrobiowym chciałoby mi się zjeść udko z kurczaka, a w dniu węglowodanowym mam ochotę na jajecznicę. Że już nie powiem, o czym marzę w dniu owocowym.

- Nie wolno pić alkoholu. Zwyczajnie lubię spędzić wieczór z mężem przy lampce wina, a mąż mi się już zaczyna dąsać, że śmiem gardzić jego winem własnej roboty. A chyba takiego człowieka w całym Svilengradzie nie ma, co by wina mego męża pić nie chciał!


************************************************************************************************************************************

To chyba wszystko. Po komentarzach, które pojawiły się pod moim ostatnim postem dotyczącym diety, pasowałoby mi dodać, że dieta jest skomplikowana, ale wcale tak nie uważam. Szybko pojęłam jej reguły i nie mam problemów z pojęciem tego, o co w niej chodzi.
Czy robię jakieś naruszenia? Pewnie że robię! Ostatnio świętowaliśmy urodziny naszej córki, więc w ogóle odpuściłam sobie dietę na kilka dni. Tuż po urodzinach wszyscy w domu się przeziębiliśmy, więc dieta znowu musiała poczekać na moją kondycję. Ale i tak polecam tę dietę. Sama wracam do niej... od jutra! A jakże by nie!

1 komentarz:

  1. Kurde, Malwina, kusisz mnie tą dietą... Nie wiem czy u mnie czytałaś, ale zaczęłam chodzić na siłownię, codziennie na godzinę. Na razie zobaczę jak to wpływa na moją wagę i sylwetkę, ale jeśli waga nie spadnie po pierwszym miesiacu zamierzam dodatkowo przejść na dietę i wtedy z pewnością będę o tej pamiętała, bo brzmi dość... przystępnie. Choć faktycznie dzień wodny trochę mnie przeraża... Chyba jeśli się zdecyduję, będę ją trochę modyfikowala ;)

    OdpowiedzUsuń

Każdy pozostawiony przez Was komentarz jest dla mnie bardzo cenny.
Bardzo serdecznie za niego dziękuję.